To już przegięcie. Wrażliwość moja nie zna granic.

Miał być wpis w niedzielę, więc jest. Troszeczkę późno, bo niedawno co sobie przypomniałam o tym, że miałam dzisiaj pisać. Ale nie musiałam się długo zastanawiać o czym. Zapraszam.


Wesele kuzynki, które odbyło się dnia 6 października 2018 roku. Miałam świeczki w oczach, jak Państwo Młodzi z domu do kościoła szli na nogach, z orkiestrą. Na tym samym weselu, znowu miałam świeczki w oczach, jak Państwo Młodzi włączyli na dużym ekranie film dla swoich rodziców z podziękowaniami za wychowanie, naukę i wszystkie lata przez, które byli z nimi i ich wspierali. 

Płakałam przez chłopaków, chociaż nie. Płakałam dlatego, że często byłam zła na samą siebie, a byłam zła, bo za bardzo potrafiłam się zauroczyć i narobić sobie nadzieję. Już tyle razy sobie wmawiam, że nigdy więcej. 

Płakałam na wielu filmach, romantycznych i tych mniej, w których ginie osoba co mi imponowała. 

Płakałam przy jednej piosence i to była piosenka Kaliego. Długo na nią czekałam i to były łzy szczęścia. 


I mamy dzień dzisiejszy. Jestem po mojej rodzinnej 18-nastce. I tak, płakałam jak śpiewali mi "sto lat". Dlatego nie lubię imprez na moją cześć. 

Tyle razy co chciałam się pozbyć mojej wrażliwości. Wmawiałam sobie, żeby nigdy nie płakać, że zawsze muszę być twarda. Przynajmniej przy ludziach. 

Mama mi powiedziała, żebym się nie przejmowała, że poleciały mi łzy. Tylko, że ja nie lubię pokazywać komuś, że płaczę. 

Ale myślę, że wiem jak sobie z tym poradzić. Pokochać to i być dumna z mojej wspaniałeś wrażliwości, a kiedyś przestanie mi to przeszkadzać. Jak nie możemy czegoś zmienić, to starajmy się to pokochać. 

A wy przy czym ostatnio płakaliście? 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

List miłosny na Walentynki. 💌

☺️

Powoli tracę wiarę w ludzi.